piątek, 25 kwietnia 2014

012.

Głodna, Głodna, Głodna, Cześć, Głodna, Głodna, Głodna.

Jestem baaardzooo głodna.  Jestem baaardzooo gruba.

A więc uwaga... Dzień 4 baletnicy. Ja pierdolę, noo.. Rzuciłabym te wszystkie diety w cholerę! nienawidzę tego wszystkiego! Rzuciłabym, ale nie rzucę. Czemu? Za daleko zaszłam, za bardzo się przywiązałam, nie mogłabym żyć inaczej.

Podsumuję dzisiejszy i wczorajszy dzień:

Dzień 3

* jeden jogurt naturalny z kilkunastoma płatkami i ziarnami.
* szklanka mleka
* woda

Ćwiczenia:
* Mel B nogi
* Mel B brzuch
* 1,5 h biegania.

Dzień 4

* miseczka sera białego
* woda
* kilka chipsów - zaraz się wypowiem...

Ćwiczenia:
* Mel B nogi
* Mel B brzuch
* Fat burning BeFiT GO - zaraz

No to tak. Byłam dziś w szkole językowej. Na przerwach chodzimy do sklepu i kupujemy sobie różne rzeczy. Ja nie kupiłam nic. Nie zamierzałam jeść. Koleżanki kupiły sobie batony, chipsy.. D. poczęstowała mnie chipsami. Chwilkę się zastanowiłam i wzięłam z podziękowaniem. Delektowałam się każdym kęsem. D. proponowała kolejny raz, abym wzięła. Wzięłam w sumie około 15-20 chipsów. Wiem, jestem głupia, słaba, okropna.

Mimo to, dzień zaliczam sobie i już! Przez cały dzień zjadłam malutką miseczkę sera białego, więc nic się nie stanie. Tak, tak... Nie powinnam tak mówić i tak podchodzić do całej sytuacji, alee posłuchajcie co się wydarzyło dalej:

biorąc chipsy po raz ostatni stałam się bardzo głodna. Pożarłabym słonia z kopytami. Już marzyłam o powrocie do domu i wchłonięciu wszystkiego, co mieści się w pełnej lodówce. Już czułam ten zapach piątkowych zapiekanek bez mięsa, naleśników, racuchów z jabłkami.

Wybiła 18:30 - koniec lekcji. Pospiesznie wyskoczyłam ze szkoły i wsiadłam do samochodu. Wsadziłam słuchawki w uszy. Tata zajechał do banku. Zostałam sama. Zaczęłam się rozglądać. Nagle coś mnie tknęło. A co? A napis na jednej z reklam banku. ''NIE REZYGNUJ Z MARZEŃ!'' . Wtedy już nie miałam ochoty na żadne jedzenie.

Oczywiście. Jestem strasznie głodna, ale nie zjem. N I E  Z J E M. Poczekam do jutra i zjem kilka ziemniaków w mundurkach.

Weszłam do pokoju i zaczęłam krzyczeć, rzuciłam torbę na łóżko, przeklinałam dietę, siebie.. za bycie grubą.

Byłoby inaczej gdybym do szkoły wzięła butelkę wody. Stało się. Czasu nie cofnę. I tak zaliczam ten dzień. Stanęłam dopiero na wadze. Waha się między 50, a 51. Jutro chcę zobaczyć na wadze 50.

Zrobię te ćwiczenia, myję się i idę spać, bo nie wytrzymam.

Całuję i pozdrawiam <3 }i{

 < ==== Można? Można!!!


czwartek, 24 kwietnia 2014

011.

Cześć! :)

Wróciłam. Znaczy się - nie odeszłam, lecz zaniedbałam bloga.

U mnie bywało różnie.. Bywało, bo teraz już się ustabilizowało. Wiem, czego chcę i dążę do tego z wielkim zawzięciem.

Więc przez swoją głupotę dopuściłam się do wagi (UWAGA) 54 kg. Jest to największa waga osiągnięta w moim życiu. Nie ma się czym chwalić.

A czemu tak się stało? Otóż kilka dni kolegowałam się z nowo poznaną dziewczyną. Myślałam, że to przetrwa na zawsze..

Niestety, lub stety opuściła mnie. Nosi imię bardzo popularne wśród nas, Motylków.. BULIMIA. Spokojnie.. Rozdział związany z nią dawno zamknięty.

Na początku schudłam. Potem tyłam, tyłam, tyłam. Mam to, o co sama się prosiłam.

Dziś z lekkim uśmiechem na twarzy pochwalę się, że wywalczyłam te swoje 51 kg. Za mną dopiero 2 dni porządnej diety, ale już udało mi się zrzucić 3 kg.

Podjęłam się DIECIE BALETNICY.

Szybko podsumuję:

Dzień 1 - Głodówka

Zaliczyłam perfekcyjnie. Piłam dużo, a jeszcze więcej ćwiczyłam.
* Mel B brzuch
* Mel B rozgrzewka
* Długi Spacer
* Opieka nad dzieckiem (strasznie dużo chodzenia, schylania się...)

Zeszło ze mnie 2 kg :)

Dzień 2 - Głodówka

Tak jak pierwszy.
* Mel B brzuch
* Mel B uda
* Ćwiczenia w ogrodzie - pomagałam mamie, przy czym robiłam strasznie dużo przysiadów
* Przysiady
* Spacer po mieście

Dzień 3 - Nabiał

Czuję się przejedzona. Boli mnie brzuch. Zjadłam trochę jogurtu naturalnego z płatkami-kuleczkami. Może i nie powinnam dodawać do jogurtu tych płatków, ale wolałam dodać z 30 kuleczek, niż potem katować się za napad na słodycze...

Ćwiczeń nie wykonałam jeszcze żadnych, ale mam zamiar zaraz zrobić ponownie Mel B na uda oraz brzuch :)

Moim celem jest 40 kg do wakacji.. Muszę osiągnąć to, czego pragnę, bo inaczej będę do końca życia niezadowolona z siebie, swojej figury...

Przeczytałam już Wasze posty :) Życzę Wam wytrwałości w dietach i niektórym Motylkom powodzenia na egzaminach! ;* Trzymam kciuki!

wtorek, 8 kwietnia 2014

010.

Cześć :) Dzisiaj jestem jakaś dziwna... 0 emocji.. Nie chce mi się żyć. Czuję taką niechęć. Mam wrażenie, że mam depresję. Nawet wszystko na to wskazuje. Dziś uświadomiłam sobie, że nienawidzę ludzi. Tak po prostu.. Nie lubię ich towarzystwa. Najlepiej czuję się sama. Zamknięta. W ciemnym pokoju. Dziś doszłam do tego z moją przyjaciółką i siedziałyśmy razem w milczeniu. W sumie to chyba tylko jej obecność mnie tak bardzo nie frustruje. Cały dzień chodzę smutna, obojętna.. Już nawet nie głodna. Właśnie nie wiem jakim cudem nie byłam dziś wcale głodna po lekkim śniadaniu. Może to dlatego, że ciągle piłam wodę. Popłakałam się dziś w szkole.

NIENAWIDZĘ SWOJEGO CIAŁA. NIENAWIDZĘ SIEBIE :)

Także ten. Jeśli chodzi o moje życie prywatne to nie chcę żyć, zabijcie mnie, błagam, wszystko mnie rozwala od środka, nie daję sobie już rady, tęsknię, jestem nikim, beznadziejnym wyrzutkiem losu, jestem ohydnym grubasem, którego nikt nie kocha u mnie bardzo dobrze :)

Stwierdziłam, że nie przeprowadzę tygodniowej głodówki ''ot tak''. Muszę się przygotować. Wczoraj jadłam coś tam niby zdrowo, ale i tak nic nie schudłam, bo wyszłam na miasto. Słaba idiotka ze mnie. W każdym bądź razie dzisiejszy dzień sobie zaliczam. Był bardzo dziwny jak już wspominałam.

Poszłam do szkoły. Cały dzień tam zleciał w miarę szybko i totalnie bez sensu. Potem z wielką niechęcią poszłam do szkoły muzycznej. Skończyłam lekcje o 16:15. Nie miałam siły z takim wielkim plecakiem i gitarą wracać do szkoły piechotą, więc zadzwoniłam po mamę.. Błagałam już wcześniej, żeby była punktualnie, bo mam zły dzień. Ona to OLAŁA. Znaczy twierdzi, że jej coś wypadło, ale tak jest w sumie zawsze.. Przyzwyczaiłam się. Przyjechała o 16:30. Znaczy przyjechał tata, mama i brat. Musieli zawieźć go na trening. Jego to wszędzie wożą.. No i wkurzyło mnie to, ale nie wybuchłam, nie rozpętałam dżihadu w samochodzie. Powiedziałam grzecznie, że wkurza mnie ich wyczucie czasu, i że ja też będę się tak zachowywać w stosunku do nich. Coś tam pogadali, ale ja już się nie odzywałam. Nie miałam ochoty.

Później pojechaliśmy do sklepu. Kupiłam spodnie. Wiecie co na nich pisze?

                      SUPER SKINNY.

Trochę mnie to ucieszyło, ale (właśnie teraz płaczę) tak nienawidzę swojego ciała, jest tak obrzydliwie tłuste, że nie wierzę w żadne głupie napisy na spodniach, czy miłe komentarze od ludzi. Ten napis to chyba jakiś żart. Przytyłam wtedy i nie ważę już 49 kg. Walczę z tym. W A L C Z Ę.W sumie to po dzisiejszym dniu jestem silniejsza...

Ważę te głupie 51 kg, a tak właściwie to już schudłam 1 kg więc waga pokazuje 50 kg.

HURRA po prostu...

Będę ważyć się dwa razy w tygodniu, bo już mam obsesję na tym punkcie. Te dni to poniedziałek i sobota. Dziś już sobie podarowałam, ponieważ miałam wrażenie cały czas, że jestem najedzona...

Wychodzą mi kości obojczykowe i żebra. O.. i nadgarstki są takie bardziej chude. Miednica staje się bardziej widoczna. Ale jednak nadal jestem słabym, grubym, ohydnym świniakiem.

DZISIEJSZY BILANS:

* 5 x suchary PANO - 47 kcal x 5 = 235 kcal
* Pomarańcza ~106 kcal
* Woda

RAZEM: 341 kcal

Jutro też zamierzam zjeść to samo. Schudnę i już.

Kochane! <3 Wasze blogi poczytam i skomentuję jutro, ponieważ (dalszy ciąg historii z mojego nudnego dnia) zaraz po powrocie z miasta trochę pokłóciłam się z mamą. Poszłam do pokoju. Nie wytrzymałam już i zaczęłam płakać. Położyłam się i słuchałam muzyki. Zasnęłam. Budziłam się co trochę. Zadzwonił do mnie K., ale nie odebrałam. Nie miałam siły z nim rozmawiać. Potem zasnęłam już na stałe. Obudził mnie brat. Odrobiłam polski, spakowałam się i poszłam się myć. Teraz piszę do Was.

Kocham Was <3 ;*


sobota, 5 kwietnia 2014

009.

Cześć! :*

Jeju.. Jak dawno mnie tu nie było. Strasznie tęskniłam. Nie zaglądając na bloga brakowało mi motywacji. Śledziłam jednak Wasze posty. Jestem dumna z Waszych sukcesów. Porażki zawsze się zdarzają, lecz zarówno Wy jak i ja musimy pracować nad ich zmniejszeniem.

Co do mnie i moich sukcesów. Otóż.. Moja waga jest mniejsza od wagi początkowej, lecz większa od tej, którą osiągnęłam w ostatnim poście. Zagranicą bardzo dużo chodziliśmy i mimo, że ruch to zdrowie wyrobiły mi się mięśnie łydek, które są ohydne i dużo ważą. W dodatku wróciło mi trochę wody do organizmu. Moje nogi wyglądają już lepiej niż wcześniej. Ostro wzięłam się za siebie. Nie jem słodyczy. Przynajmniej się staram. Chcę schudnąć 10 kilogramów do wakacji. Uważam, że mi się to uda. Potrzeba mi właśnie takiej wiary w siebie.

Dzisiejszym bilansem Wam się nie pochwalę - wredna ja.. :D
Nie chodzi o to, że zawaliłam jakąś tam dietę (dziś jakoś tak dziwnie na żadnej nie jestem), ale nie wiem, co zjadłam.. W sumie to wiele rzeczy, ale bardzo lekkich.

Pochwalę się Wam moim widokiem sprzed kilku dni :) Tęsknię, chcę tam wracać...


zdjęcie ! :)

Ale i znowu za razem chcę tu zostać i kontynuować odchudzanie, które muszę przyspieszyć.
Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi. Jest tam naprawdę przepięknie! :)

Dosyć już tego mojego rozmarzania.. :D Jutro jest pierwszy dzień mojej tygodniowej głodówki. Postanowiłam ją przeprowadzić, ponieważ muszę pozbyć się brzucha... A potem nie wiem co dalej :) Totalny spontan. Na razie oby mi się udało wytrwać te 7 dni.

Trzymajcie się cieplutko! Pozdrawiam! :*